Wydawnictwo MG
Tę serię zaczęłam
czytać od tyłu. Nie powiem, że celowo, ale postąpiłam słusznie.
Czego by o pani Enerlich nie mówić to jednak się rozwija. Pewnych
wyróżników swojej twórczości się nie pozbędzie, jednakże
widać dużą różnice między pierwszym tomem a siódmym. Gdybym
zaczęła czytać, po bożemu, od początku to szybko bym się
zniechęciła, bo „Prowincja pełna marzeń” jest infantylna, źle
napisana i po prostu głupia.
Ludka to kobieta po
30, która ma pracę, którą lubi i spokojne życie. Niestety, w
pracy następują zmiany kadrowe przez co staje się podwładną
wrednego Artura. Nowy zwierzchnik stara się jej utrudnić pracę ze
wszystkich sił. Kobieta nie załamuje się jednak i postanawia
walczyć. Warto dodać, że wokół niej kręcą się liczni
adoratorzy, a każdy ma coś innego do zaoferowania. Kogo wybierze?
Chyba każdy słyszał
o lawendowych polach Prowansji, czy włoskich stokach skąpanych w
promieniach słonecznych. I tutaj pragnę postawić pytanie - czy
polską, swojską przyrodę też da się opisać tak barwnie i
rozkosznie? Czy polskie mazury mogą być rajem na ziemi? Katarzyna
Enerlich próbuje zaprezentować rodzime krajobrazy jako raj na
ziemi, ale wychodzi jej to z marnym skutkiem. Zabrakło w tej
powieści autentycznego prowincjonalnego charakteru, prawdziwej
małomiasteczkowości. Doceniam starania. Na pierwszy rzut oka widać,
że pisarka chciała oddać hołd swoim rodzinnym stronom, jednakże
momentami było zbyt wiele historii. Akcja powieści była powolna, a
historyczne wstawki jeszcze bardziej ją spowalniały, za sprawą
czego brnie się przez tę powieść jak przez błoto. Opowieści o
jedzeniu są zaś bardzo niezgrabne, wymuszone i nieciekawe. Mam
wrażenie, że autorka chciała połączyć powieść obyczajową z
panegirykiem Mazur. Wyszło z tego dziwne połączenie nudnej
literatury dla gospodyń domowych z kiepską książką kucharską i
jeszcze gorszym przewodnikiem po krainie jezior.
Główna bohaterka
jest dziennikarką, więc można by uznać, że z językiem polskim
jest za pan brat. Tak jednak nie jest. Enerlich daje czytelnikowi
wątpliwą przyjemność słuchania rozważań Ludmiły w narracji
pierwszoosobowej. Tym sposobem poznałam nie tylko wiele jej
głupiutkich myśli. Dowiedziałam się, że dziennikarka wcale nie
musi znać słowa „target”. Jak również tego, że kobieta po
trzydziestce wcale nie musi być dorosła i o zgrozo zdarza jej się
uprawiać seks. Koleżanki Ludmiły nie były tego świadome, co
sprawiło, że Ludka często się rumieniła. Wszak to takie
upokarzające – seks! Przy tym wszystkim główna bohaterka jest
rozwiązła i dość głupia. Nie, wcale nie dlatego że sypia z
wieloma mężczyznami. Nie jestem z tych oceniających. Jest głupia
i rozwiązła, bo sypia z każdym, kto tylko sobie tego zapragnie.
Nie ma znaczenia, czy go lubi, czy jest nim zainteresowana, czy jej
się podoba. Stoi mu penis? Wystarczy. A że wokół protagonistki
kręci się wielu dżentelmenów to kobieta nie nadążą z
rozkładaniem nóg. To postać bez charakteru, własnego zdania (co z
tego że krzyczy na swojego naczelnego, skoro nie jest w stanie
odmówić seksu, gdy go nie chce?) i szacunku do samej siebie. Całe
szczęście, że choć trochę dojrzewa w kolejnych częściach, choć
ta niestabilność emocjonalna jej zostaje. Kobieta nie posiada
również poczucia humoru, przez co całokształt jest ciężki i
męczący.
O tych
pseudomężczyznach to już w ogóle nie powinnam wspominać. Jeden
gorszy od drugiego. Każdy jeden bez rozumu, polotu i umiejętności
wychwytywania żartów. Wszyscy wszystko biorą w stu procentach
poważnie i jeszcze Enerlich życzeniowo pisze, że Polacy są tacy
spontaniczni. Na pewno nie jej bohaterowie, którzy nie potrafią
rzucić nawet najdrobniejszym żartem.
Dialogi są
sztuczne, wymuszone, prowadzone przez roboty. To pokłosie braku
poczucia humoru oraz kiepskiego prowadzenia narracji. Czytelnika też
traktuje się jak idiotę i tłumaczy najprostsze pojęcia. Do tego
ten wątek miłosny... Jest tak dziecinny, że głowa mała. Chyba w
żadnej młodzieżowej powieści nie czytałam takich bredni. To
wręcz wstyd, by pisać takie kiepskiej jakości bajki.
Później będzie
lepiej, obiecuję. Nie jakoś bardzo, wciąż będzie infantylnie i
nudnawo, ale za to bardzo magicznie. Nastrój w tej serii stworzy się
z czasem. Jeśli tylko wytrzymacie to polecam osobom, które pragną
magii w swoim codziennym dniu. Wiem, że niektórym potrzeba trochę
pretensjonalnych marzeń i nie ma w tym nic złego.
3/10