piątek, 30 sierpnia 2013

"Jane Eyre. Autobiografia" Charlotte Brontë

Wydawnictwo: Wydawnictwo Mg
Data wydania: 14 sierpnia 2013 
Liczba stron: 608

Powieść autorstwa Charlotte Brontë pokochałam, gdy byłam dzieckiem. Teraz dzięki wydawnictwu MG, miałam okazję, przeczytać ją ponownie, jednocześnie stawiając piękne wydanie na półce. Powtórna lektura uświadomiła mi, że jako dziecko nie myliłam się ani trochę. Podejrzewam, że nie istnieje czytelnik, który nie słyszałby o pisarkach Brontë. Ja osobiście uwielbiam większość klasyków literatury. Nie przepadam za Jane Austin (notabene podobnie jak Charlotte Brontë). Brak jej emocji, życia.  Bohaterowie przez nią tworzeni są pozbawieni życia. Autorka „Dumy i uprzedzenia” jest po prostu przeciwieństwem Brontë.

Teraz powinnam przybliżyć zarys fabuły, ale poznawanie tej historii jest tak niesamowitą przyjemnością, że nie chciałabym odbierać Wam nawet jej odrobiny. Wspomnę tylko, że jak wskazuje tytuł, to autobiografia Jane Eyre.

Zdania tej recenzji wydają mi się takie ubogie i urwane. Wynika to z faktu, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej gotyckiej powieści. Opowiada o miłości, ale nie w sposób banalny i mdły, jak współczesne romanse. „Jane Eyre” to porywająca powieść o wielu obliczach uczucia. Choć książka obfituje w rozstania, powroty, zdrady i kłamstwa to robi to w sposób pełen wdzięku i klasy. Tylko Brontë może opisać miłość pośpieszną i grzeszną w tak dobrym guście.

Jane Eyre to jedna z silniejszych postaci w literaturze jakie spotkałam. To jest po prostu ideał i to nie w prostackim stylu Mary Sue. Główna bohaterka to po prostu silna kobieta, zahartowana w życiowych trudach. Jestem pod wrażeniem siły jej charakteru i głęboko zakorzenionych zasad moralnych. Choć zdarzają jej się chwile zwątpienia to ukształtował jej się stabilny kręgosłup moralny, dzięki czemu wie, co dobre a co złe. Kobieta zdaje sobie sprawę, że gdyby ugięła się pod presją otoczenia i pod naciskiem uczucia, to żyłoby się jej lżej, wygodniej, prościej. Przecież w miłości nie może być grzechu… A jednak. Jane jest nieugięta i za to ją podziwiam! Ale to nie jedyna cecha za którą ją admiruję. Jane to kobieta niesamowicie niezależna jak na swoje czasy. Bohaterka tytułowa książki nie potrzebuje protektora. To feministka w pełnym tego słowa znaczeniu. Walczy o całkowitą suwerenność swojej osoby. Dopiero gdy ona sama zyska niezależność, a jej ukochany odkupi swoje winy, będzie mogła oddać się w pełni miłości. To po prostu osoba, która musi żyć w zgodzie  z samą sobą. Tylko tyle i aż tyle.

Coby nie było tak różowo i cukrowo, to inne postaci nie są idealne. Autorka książki scharakteryzowała społeczeństwo ówczesnej Anglii. Prezentuje się to podobnie jak obecnie. Poziom obłudy i hipokryzji plasuje się na podobnym poziomie.

„Jane Eyre. Autobiografia” składa się z długich, przepięknych opisów i naturalnie dialogów, stworzonych z mini monologów. To skomplikowane, ale tak to widzę. Postacie przedstawione w książce, nawet gdy rozmawiają to wymienią się długimi przemyśleniami na dany temat. To dogłębne analizy sytuacji i punktów widzenia. Dzięki tym rozległym opisem zbudowany został nie tylko wyjątkowy nastrój, ale także rewelacyjne portrety psychologiczne postaci.
Styl jest tak zachwycający, że aż wstyd mówić mi o nim, moim prostym językiem. Mam wrażenie, że każde słowo trywializuje tę powieść i brutalnie odziera ją z oparów tajemnicy. Jakieś takie niegodne wydaje się opowiadanie o wydarzeniach, rozgrywających się pośród wrzosowisk. „Jane Eyre. Autobiografia” to piękna, gotycka powieść o uczuciu, namiętnościach, także tych niszczących. Pisarka opowiada je z wielkim wyczuciem. Wyrazy uznania i wielkie podziękowania należą się wydawnictwu MG, za piękną dla oka oprawę.  


Kto tak mądry, że zgadnie, komu nagroda przypadnie?

Urodzin ciąg dalszy...
Kto chce jeszcze ze mną poświętować? Pierwsza osoba, która napisze komentarz pod tym postem otrzyma "Kobietę - niespodziankę".





Czas, start! :-)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Minęło jak z bicza strzelił...

http://timemanagementninja.com





Mam już dwa latka. Prędko to minęło, wiele się zmieniło. Ewoluowałam ja wraz z moim blogiem. Nie zamierzam tworzyć tu elaboratu, bo i nie ma nad czym się rozwodzić :-). Jestem szczęśliwa, że znalazłam swoje miejsce w sieci i w ramach podziękowań pragnę zorganizować kilka konkursów.

Pierwsza osoba, która wyrazi chęć posiadania książki „Kobieta niespodzianka” pod tym postem, właśnie ją otrzyma.



czwartek, 22 sierpnia 2013

"Furie" Elizabeth Miles



Tytuł oryginału: Fury
Seria/cykl wydawniczy: Furie tom 1
Wydawnictwo: Amber
Data wydania: luty 2012
Liczba stron: 240


Klasyczny przypadek. Świetny pomysł + badziewnie wykonanie = spartaczona książka i zdeptana koncepcja.
A mogło być tak pięknie. Książka opowiada o nastoletniej Emily Winters, przyjaciółce najpopularniejszej dziewczyny w szkole, wrażliwej i piszącej wiersze. Traf chce, że zakochuje się w chłopaku swojej przyjaciółki.
Równolegle do jej wątku opowiadana jest historia jej znajomego Chale, który szuka dziewczyny, która mogłaby mu towarzyszyć na balu. Ni stąd ni zowąd poznaje czarującą i seksowną Ty, która nieźle zamąci mu w głowie. Ciążą jednak na nim winy z przeszłości. A przeszłość nie daje o sobie zapomnieć.
Oboje szybko przekonają się, że zawsze przychodzi czas zapłaty. Mitologiczne furie już o to zadbają.

„Rychłoż się zejdziemy przy blasku błyskawic i piorunów trzasku?” Makbet - Szekspir

Pomysł jest oryginalny, jedyny w swoim rodzaju. To mogło być coś naprawdę nowatorskiego. A został on koncertowo zniszczony. Autorka ciekawy zamysł zmarnowała tworząc słabych lotów powieść młodzieżową. Wątek mitologiczny był tylko dodatkiem, co jakiś czas migającym, gdzieś w tle, ale tak naprawdę to prawie wcale go nie było. Za to dostajemy dawkę śmiertelną rozmyślań dziewczynek – „jaka jestem zakochana”! A od strony chłopców otrzymujemy jakże głębokie rozmyślania na temat – skoro przyszła obejrzeć film do mnie do domu to powinna mi także zrobić loda. Żeby nie było – to jest sparafrazowany cytat. Bohaterowie są wulgarni, a nadmiar złego infantylni. Wszystko kręciło się wokół seksu i momentu, aż jakaś dziewczyna pozwoli sobie zdjąć majtki. Furie prawie wcale nie miały znaczenia.

Przy konstrukcji postaci schemat aż bije po oczach. Królowa szkolnego roju, jej najlepsza przyjaciółka brzydsza od królowej, pociągający chłopak królowej - kapitan drużyny, jego przyjaciel uprawiający seks z każdą dziewczyną, która nie ucieka z krzykiem. Typowe amerykańskie nastolatki. Żadnego z bohaterów nie polubiłam. Wszyscy to dzieci, myślące tylko o tym jak zaliczyć.

„Nie wiesz, że wszyscy kiedyś umrzemy?”

Paskudny, młodzieżowy język dobija tę książkę totalnie. Mnóstwo slangu, dziwnych tworów językowych odstręczyło mnie od tej powieści. Używanie takiego języka powinno być zabronione pod karą śmierci.

„Czy tym właśnie była miłość? Jednym wielkim zagmatwaniem i niepokojem?”

Akcja toczyła się ślimaczym tempem opierając się na życiu nastolatków – ich miłościach i rozstaniach. Czytało mi się to z trudem. Brnęłam przez treść jak przez błoto. Książce brak atmosfery, otoczki grozy unoszącej się nad wszystkim. Czytając te powieść beznamiętnie przewracałam kartki. A powinnam się bać – furii, kary, każącego palca sprawiedliwości. A nie czułam nic.

„Nie pożądaj chłopaka najlepszej przyjaciółki.”

Ta książka to katastrofa. Świetny pomysł, wykonanie woła o pomstę do nieba. Zamiast poświecić uwagę ciekawemu zamysłowi i dopracować go maksymalnie to ona skupia się na życiu towarzyskim zgrai nastolatków.
Lauren Kate twierdzi, że Furie ją uwiodły. To niepokojące, skoro uwodzą ją refleksje niewyżytej seksualnie młodzieży. Chociaż czego ja się spodziewałam. Te autorki są siebie warte.
Podkreślę jeszcze śliczną okładkę, na której widnieje Rachelle Lefevre (Victoria ze Zmierzchu). Aż żal takiej pięknej twarzy na tak denną książkę. 

piątek, 16 sierpnia 2013

Dziewczyna z lilią (filmowo)

„Pianę dni” od zamierzchłych czasów mam na mojej nieprzyzwoicie obszernej półce „chcę przeczytać”. Michael Gondry wyprzedził mnie i stworzył film typowo francuski. Piękny, oniryczny, barwny, zachwycający i duszący wręcz od natężenia środków artystycznych.  Gondry to marka sama w sobie. Wiedziałam, że po tym reżyserze mogę spodziewać się jedynie niespodziewanego.

Trailer zakłamuje rzeczywistość. Pokazał mi, że jest to historia miłosna przeznaczona dla wszystkich, a nic bardziej mylnego. To film dla miłośników surrealizmu, zwolenników francuskiego kina baśniowego, ale nawet ci muszą przygotować się na coś niezwykłego. W tym obrazie feeryczność została przerysowana i podniesiona do kwadratu. Ta ponad dwugodzinna uczta dla oczu skierowana jest także do znawców literatury, dla których poszukiwanie literackich tropów to chleb powszedni. 

„Dziewczyna z lilią” opowiada historię Colina i Chloe. Mężczyzna to przystojny wynalazca, dla którego życie jest rozśpiewanym snem. By dopełnić tej idyllicznej wizji Colin chciałby się zakochać. Na horyzoncie pojawia się pełna uroku Chloe i bohaterowie zaczynają dzielić ze sobą tę beztroską nierealną rzeczywistość. Niestety ich wspólna arkadia nie może trwać wiecznie. Dziewczyna zapada na tajemniczą chorobę – w jej płucu rośnie kwiat… Otoczenie zaczyna tracić przesycone barwy, wraz z kolejnymi złudzeniami.
 
filmweb



Prawdziwy świat w płynny sposób przenika się z surrealistycznymi wizjami. Magia splata się nierozerwalnie z rzeczywistością, tworząc bardzo spójną całość. Pierwszą część filmu, tę radosną i cukierkową, oglądałam z nieskrywaną ciekawością i pytaniem błąkającym się na ustach, co też jeszcze kryje się w nieokiełznanej wyobraźni reżysera i czym ma zamiar mnie zaskoczyć. A uraczył wieloma smaczkami – dzikie tańce przeczące prawom grawitacji, mysz, która wiedzie żywot, równolegle do bohaterów filmu, dzwonek do drzwi, zachowujący się niczym karaluch, książki zażywane jak narkotyki (oczywiście tylko Jean’a-Sola Partre). Dom Colina żyje, w sensie dosłownym. Oddycha, zmienia się, współodczuwa, ukazuje aktualne nastroje w nim panujące. Gdy zaczyna dziać się źle, przestrzeń czuje to i dopasowuje się do atmosfery, popada w ruinę wraz z bohaterami. I w tym życiu rodem z fantazji szaleńca następuje nagły zwrot akcji. Gondry gra kolorem. To barwa, a raczej jej stopniowy zanik, symbolizuje rychły rozpad świata. Z każdym kolejnym kolorem, który traci nasycenie, reżyser pokazuje, że z życia bohaterów ulatuje kolejne marzenie. Ten surrealistyczny kwiatek metodycznie i nieuchronnie traci swoje płatki, by zgnić na końcu i pozostawić świat przedstawiony w „Dziewczynie z lilią” bez jednego marzenia.

Podkreślanie przeze mnie zupełnego surrealizmu tego filmu jest nieprzypadkowe. Połączenie melodramatycznej miłości z odrealnioną rzeczywistością do granic groteski oraz ze scenami, które są czystą makabreską, może zadziwiać i odrzucać. W końcu nieczęsto można zobaczyć, w melodramacie pourywane kończyny. Film to przede wszystkim wielka inscenizacja przepełniona coraz to dziwniejszymi rekwizytami. 





Pierwowzór książkowy napisał Boris Vian, pisarz należący do francuskiej bohemy artystycznej. Napisana przez niego powieść to satyra na samego siebie, to wręcz dosłowne odniesienia do Jean’-Paul’a Sartre i wykpienie tego, jak on i jemu podobni byli odurzeni ideologią współtworzoną przez tego egzystencjalistę. To otumanienie Sartre idealnie zaprezentował Gondry, dokładając do tego idealną dozę czarnego, ponurego humoru.

Aktorzy idealnie spełnili się w rolach. Są niesamowicie realni w swoich pląsach po tamtej słodko-gorzkiej rzeczywistości. Urocza Audrey Tautou nadała Chloe wdzięk i dziewczęcą lekkość, zaś Roman Dubris genialnie wykreował Piotrusia Pana, jakim był Colin. Ich wspólne sceny są naprawdę magiczne, wręcz natchnione, widać między nimi subtelne połączenie, dzięki któremu święcie wierzyłam, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Całość uzupełniona jest wspaniałą muzyką jazzową. Jednym z wielu artystów, których mogłam usłyszeć w filmie to Ellington.

 




„Dziewczyna z lilią” to piękna opowieść o miłości i przemijaniu, przesycona elementami surrealistycznymi. Tylko amatorzy takiej odrealnionej konwencji będą zadowoleni. W dziwnym świecie Gondry’ego i Viana odnajdą się nieliczni. I właśnie dla tej garstki widzów przeznaczony jest ten film, tylko ich zachwyci, pochłonie i wciągnie. Czasem słodko i zabawnie, innym razem makabrycznie i krwawo, ale zawsze inteligentnie i nieprzeciętnie.