niedziela, 24 czerwca 2012

"O modlitwie" C. S. Lewis


tłumaczenie: Magda Sobolewska
tytuł oryginału: Letters to Malcolm
wydawnictwo: Wydawnictwo Esprit
data wydania: październik 2011 (data przybliżona)
liczba stron: 198


Nigdy nie zachwyciły mnie „Opowieści z Narnii. Czytałam tę serię już jako nastolatka i kompletnie do mnie nie przemówiły. To smutne, bo może oznaczać to, że nie było już we mnie dziecka. Z tym większym zaciekawieniem sięgnęłam po dzieło Lewisa nie przeznaczone dla dzieci.

„Niedokończony obraz bardzo by chciał zeskoczyć ze sztalugi i rzucić na siebie okiem.”

Ta książka napisana jest w formie listów do wyimaginowanego przyjaciela. Zawierają one przemyślenia człowieka, który był ateistą, a potem powrócił na łono Kościoła. Traumatyczne przeżycia z I Wojny Światowej, wywołały lawinę pytań dotyczących teodycei, a jak wiadomo pytania o sens religii skutkują odejściem od wiary.  Epistolarna powieść sprawia, że dokładnie zapoznajemy się z myślami autora, a nawet możemy poczuć się uczestnikami dialogu. Dzięki temu specyficznemu sposobowi pisania Lewis nie popada w moralizatorski ton, nie czujemy się ani pouczani, ani traktowani protekcjonalnie. Dzięki owej poufałej formie książka nie staje się poradnikiem, przewodnikiem ani podręcznikiem. Czytamy ją jak powieść. Czujemy się po prostu przyjaciółmi autora z którymi dzieli się on swoimi przemyśleniami. Lewis nie jest zwykłym członkiem Kościoła. On religię analizuję, rozkłada na czynniki pierwsze słowa swoich modlitw. Czy ktoś z nas kiedykolwiek zastanowił się dogłębnie nad słowami „Ojcze nasz”? Chce zrozumieć wszystkie aspekty wiary. Nie jest ślepo wpatrzony w Kościół i celebranta.

„'Chrystus przykazał nam: "Bierzcie i jedzcie", a nie: "Bierzcie i rozumiejcie".”

Specyficzne było dla mnie to, że pochwala tak szeroko zakrojoną obrzędowość, co mnie dość mocno razi. Uważa, że ważna jest postawa ciała, oddanie należytej czci, aniżeli wypowiadane słowa. Sądzi, że rytuały wzmagają koncentracje. Podkreśla wagę właściwego formułowania życzeń, gdyż jak wiemy, gdy bogowie chcą nas ukarać spełniają nasze życzenia. Ale czym jest właściwie modlitwa? Szczególnie ta błagalna. Przecież Bóg zna doskonale nasze serce, pragnienia, prośby. Jest świadom naszych cierpień i bolączek, więc, po co są modlitwy? Po co opowiadać Bogu o czymś, czym, on sam już wie. Uważam, że modlitwa jest czymś w rodzaju wybiegnięcia przed szereg, stanięcia w świetle boskich jupiterów.


"Gotowa formułka nie może służyć mi do rozmowy z Bogiem, tak jak nie mogłaby mi służyć do rozmowy z Tobą."

Jak można mierzyć czyjąś wiarę? Według jakich standardów rozdawane są łaski i cuda? Ktoś wierzył bardziej, inny mniej. Jeden dał więcej na ofiarę, niż drugi. Od czego zależy czy Bóg nas wysłucha. Poza tym, po co ma nas słuchać skoro o tym wszystkim już wie? Naprawdę maluczki człowiek sądzi, że ma wpływ na niecierpiętliwego Boga? Pascal twierdził, że właśnie po to Bóg ustanowił modlitwę. By nadać człowiekowi zaszczyt przyczynowości. Więc, po co są te modlitwy błagalne?

"Proszę wypłukać tym usta'. Tym będzie właśnie czyściec"

Lewis zastanawia się nad rolą Boga w świecie. Wykluczał deizm. Czerpał z toposu deus artifex i teatrum mundi. Rozważał założenie, że Bóg może być autorem, ponieważ stworzył świat i ludzi. Albo też kierownikiem sceny, gdyż wszystkim zarządza. Brał pod uwagę również to, że Bóg jest widzem i kiedyś oceni całe przedstawienie. Zawsze uważałam, że to bardzo smutne wyobrażenie Boga – patrzący i oceniający, niczym obojętny widz.
Lewis przyznaje, że nie potrafi pojąć, ani wyobrazić sobie ciała Jezusa w opłatku czy krwi Chrystusa w winie mszalnym. Podkreśla jednak, że w religię się po prostu wierzy, a nie rozumie. Całkowicie się z tym nie zgadzam. To takie proste, wyjść z założenia, że coś jest nie do pojęcia, jeśli nie potrafimy tego ogarnąć umysłem. Zawsze i wszędzie należy używać swojego umysłu, aby zrozumieć otaczający nas świat, nawet tak zawiłą sprawę jak religię. Zwłaszcza religię.  Przecież inteligencja to przymiot, którego dostąpili jedynie ludzie. Należy wyzbyć się wygodnictwa umysłowego, przestać wpatrywać się ślepo w dogmaty, zacząć MYŚLEĆ. To takie trudne…

"Gdzie byłbym teraz, gdyby Bóg spełniał wszystkie głupie prośby, z którymi się do Niego zwracałem?"

Kolejnym jego szczerym wyznaniem jest to, że modlitwa jest dla niego przykrym obowiązkiem, a nie przyjemnością. A przecież pacierz to dialog z samym Bogiem. Powinno to być dla nas jak rozmowa z przyjacielem. Odświeżająca i przepełniająca serce z radością.

"Relacja Boga z człowiekiem jest bardziej osobista i intymna niż jakakolwiek możliwa relacja dwóch istot ludzkich."

Tę książkę czytałam dość powolnie, gdyż delektowałam się słowami tego niesamowitego erudyty. Lektura może być kłopotliwa dla osób, które mają nikłe pojęcie o teologii czy filozofii, jednak nie powinniście się zrażać. Ponadto wymaga sporej koncentracji. Jednak ujmujący styl literacki, humor Lewisa i brak pompatycznych wywodów filozoficznych, całkowicie przekonało mnie do tego autora. Na pierwszy rzut oka można dostrzec niebywały intelekt, który pozwala mu na wyciąganie tak spostrzegawczych wniosków. Lewis posiada sporą wiedzę ogólną dzięki czemu potrafi trafnie ocenić otaczający go świat i należycie go zinterpretować. Zmusza do refleksji. Po przeczytaniu tej książki warto spojrzeć na własną religijność i wiarę, ażeby nie była tylko i wyłącznie pustym obrzędem.

"Żeby mógł istnieć świat albo Kościół, potrzeba najróżniejszych ludzi."

Polecam nie tylko Chrześcijanom, ale także osobom poszukującym. Właściwe każdemu. Wydaje mi się, że ta pozycja książkowa jest bardzo uniwersalna.
7/10

Za ukazanie mi religii katolickiej w zupełnie nowym świetle dziękuje Pani Annie z:

piątek, 22 czerwca 2012

Złota fontanna - Coen Van Der Kroon



tłumaczenie: Katarzyna Szewczuk
tytuł oryginału: Golden Fountain. The Complete Guide to Urine Therapy
wydawnictwo: Studio Astropsychologii
data wydania: kwiecień 2012 
liczba stron: 288


Od wydawcy:
Urynoterapia – picie oraz stosowanie zewnętrzne własnego moczu jako elementu leczniczego – jest starożytną, wschodnią tradycją, która zyskuje coraz większą popularność na zachodzie.
Teraz każdy z nas może skorzystać z metody leczenia i utrzymywania dobrego stanu zdrowia przy wykorzystaniu swojego moczu. Autor podejmuje temat z wrażliwością, która jest konieczna do przełamywania wewnętrznych oporów i pokonywania uprzedzeń. Aby rozwiać wszelkie wątpliwości, odpowiada na najczęściej zadawane pytania dotyczące zdrowotnych właściwości wytworu naszych nerek.

Z tej książki dowiesz się, jak za pomocą urynoterapii możesz pokonać zarówno niegroźne dolegliwości, jak i poważne choroby. Okazało się bowiem, że mocz znacząco zwiększa szanse na wyleczenie z nowotworów czy wyeliminowanie objawów AIDS. Zewnętrzne zastosowanie tego złocistego panaceum może z kolei pomóc pokonać choroby i niedoskonałości skórne

Zastanawiam się jak podejść delikatnie do tematu. A temat dzisiejszego postu jest, co najmniej kontrowersyjny. Wywołuje on dyskusję nawet wśród naukowców i lekarzy. Pewnie wielu czytających będzie mocno zniesmaczonych lub zdegustowanych, jednak ja jako osoba odważna postanowiłam zmierzyć się z tematem urynoterapii. To technika medycyny naturalnej, wykorzystująca mocz samego pacjenta. Zależnie od dolegliwości można się nim smarować, pić, nacierać i wiele, wiele innych.
Metoda ta wywodzi się z krajów wschodnich. Bóg Śiwa był zawsze zdrowy, urodziwy i twierdził, że jest nieśmiertelny. Jego żona Parvati chciała poznać jego tajemnicę, ale on strzegł swego sekretu. Zdenerwowana małżonka zaczęła zaniedbywać obowiązki domowe, przypalać jedzenie i inne. Gdy to nie zdało egzaminu Parvati posunęła się do brutalnych środków. Odmówiła mężowi stosunków seksualnych. W takim wypadku Śiwa musiał odpowiedzieć na pytania Parvati. Ujawnił, że jego metodą jest właśnie urynoterapia.

Autor udowadnia, że mocz sam w sobie nie jest szkodliwy. Przedstawia nam szczegółowy skład chemiczny tego płynu. Jeśli odżywiamy się poprawnie, mocz nie zawiera żadnych szkodliwych składników. Dlaczego leczy? Jest kilka teorii i prawdopodobnie w każdej jest ziarno prawdy. Jednak, jeśli wyróżnić jeden sztandarowy punkt widzenia to mocz ma działanie dezynfekujące. Odkaża rany. Podczas odbudowywania Warszawy po Powstaniu warszawskim, robotnicy mogli sobie pomarzyć o rękawicach ochronnych. Dlatego też by nie wdało się żadne zakażenie, oddawali mocz na swoje ręce. W książce znajdziemy kilkadziesiąt relacji osób, którym urynoterapia pozwoliła uwolnić się od długotrwałych przewlekłych chorób.

Jak się dowiadujemy ta terapia jest dobra na właściwie wszystko. Skóra, choroby dróg oddechowych, oczy, układ pokarmowy, depresje, choroby psychiczne, kości, a nawet rak!

Pamiętajmy, że oprócz przeczytania książki, należy skonsultować się z lekarzem, czy akurat dla nas ta terapia będzie odpowiednia.
5/ 10 a to dla tego, że taka metoda leczenia, nie jest dla każdego. Autor książki twierdzi, że największym problemem w urynoterapii jest przełamanie wstrętu do własnej wydzieliny. Przekonuje, że to była część nas. Co najciekawsze wszyscy kiedyś już stosowaliśmy tę metodę. O tak, wszyscy. Gdy byliśmy płodami pływaliśmy i połykaliśmy wody płodowe, które zawierały nasz własny mocz.
Tak czy owak 5/10

piątek, 15 czerwca 2012

„Marilyn Monroe. Fragmenty, wiersze, zapiski intymne, listy.” -



„Marilyn Monroe. Fragmenty, wiersze, zapiski intymne, listy.”
Opracowanie: Stanley Buchthal; Bernard Comment
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 270

Marilyn Monroe. Słyszał o niej każdy. Legenda. Ikona. Symbol seksu. Tym wszystkim była Marilyn. A raczej za to ją uważano. Ale kim była naprawdę? Jaka była, czego pragnęła, z czym walczyła? Kim naprawdę była blondwłosa seksbomba? Ta książka ukazuje nam nowe oblicze, znanej wszystkim ślicznotki.

„ Problem nadwrażliwców polega na tym, że mogliby istnieć w wielu wersjach, ale życie jest tylko jedno i zmusza do tego, żeby byli przede wszystkim tymi, za których biorą nas inni.”

W zbiorze znajdują się drobne zapiski, listy, kalendarze, notatki. Z nich jawi nam się kobieta o wrażliwej duszy poetki. Artyzm był z jej twarzy, oczu, ust. Kochała sztukę, literaturę, była estetką. Nikt chyba nie zaprzeczy, że Marilyn to wybitna aktorka. Dużą część zapisków poświęciła doskonaleniu rzemiosła aktorskiego.

„Tak jak można nazwać neurotykami wszystkich za dużo myślących, przesadnie kochających, nadwrażliwców.”

Pod  fasadą roześmianej seksownej blondyneczki, skrywała się kobieta pełna obaw, kompleksów. Traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa mocno rzutowały na jej dorosłe życie. Nie radziło sobie z nimi. Powodowały one lęki i nierealne pragnienia. Przechodziła przez skrajne stany emocjonalne z taką samą intensywnością. To może zabić. Nie nadawała się do życia na tym ziemskim padole łez. Była niczym motyl, uwięziony w żelaznych okowach ludzkich oczekiwań. Motyle powinny latać, unosić się pod samym niebem. Dotykać chmur.

„To wcale nie jest śmieszne, gdy znasz samego siebie zbyt dobrze lub sądzisz, że znasz.”

Uśmiechnięta maska, uwodzicielskie usta skrywały twarz wykrzywioną przez cierpienie. Zagubiona sama w sobie. Taka dziecięca, taka inteligentna, taka infantylna, taka niepewna. Zachowała w sobie małą dziewczynkę, która kiedyś była. Dziewczynkę, która potrzebuje opieki, ochrony, atencji. Zastraszona dziewczynka, potrzebująca krzepiącego uścisku ramion matki. Próbowała pozbyć się strachu i poczucia winy poprzez psychoanalizę. Ale czy inteligencje i wrażliwość, nawet, jeśli jest to nadwrażliwość, trzeba leczyć? Czy są one ciężką, wyniszczającą chorobą, zakończoną upokarzającą śmiercią? To, że była mocniej wyczulona, na świat, urodę dnia codziennego, przecież nie było niczym złym. Każdego, kto odczuwa emocje intensywniej, przesadnie reagujących, można by nazwać wariatami.

„Brak mi było wiary w życie to znaczy w Rzeczywistość czymkolwiek jest lub się okaże.”

Czytałam te zapiski z trudem. Marilyn pisała ja „na gorąco”. Nie były przez nią redagowane, poprawiane. Były wręcz skrótowe. Przez to nie wszystko rozumiałam. Chaotyczne zapisy, niegramatyczne sformułowania, mnóstwo strzałek, odnośników, kreśleń. Utrudniało to przyswajanie tej książki. Widać w tym notatkach rozchwianie emocjonalne, chaos, nieuporządkowane myśli, targające nią emocje, udzielające się czytelnikowi.

„Wiem, że nigdy nie będę szczęśliwa, ale mogę być wesoła.”

Przepiękne wydanie ślicznie prezentujące się na półce. Twarda oprawa. Tekst najpierw napisany w języku angielskim, a jego tłumaczenie na język polski. Nic nie zostało pominięte, ani wybielone. Uwzględnione zostały wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Tekst uzupełniony został licznymi zdjęciami Marilyn w różnych sytuacjach, najczęściej czytającą książki, a także spisem literatów, przebywających w otoczeniu gwiazdy, krótką listę książek, które posiadała w prywatnej biblioteczce.

„Tylko cząstka nas
Może dotknąć cząstki drugiego człowieka-
Czyjaś prawda jest tylko czyjąś prawdą
Niczym więcej.
Możemy dzielić jedynie
Cząstką, którą inni są zdolni zrozumieć.
I tak oto jesteśmy
Prawie zawsze sami.„

Z zapisków Marilyn Monroe bije smutek i głęboka samotność. Wie, że jest inna. Wie, czego oczekują od niej inni. Wie, czego od niej się oczekuje. Pragnęłaby ktoś poznał JĄ. Całą ją. Jej esencje, a nie tylko pozłacaną powłokę. Jej izolacja była tak przemożna, a pragnienie akceptacji tak dogłębne, że próbowała zatuszować je przelotnymi romansami oraz nieprzemyślanymi związkami.

„Samotności – bądź cicha.”

Ta książka ukazuje, że Marilyn była istotą jedną na milion. Miała nie tylko piękną twarz, ale równie piękne, głębokie wnętrze, w którym odbywała się walka między różnymi stronami jej charakteru. Różnymi obliczami tej samej osoby. Kobieta była niepogodzona ze sobą. Z tym, że posiada różne strony. A raczej świat nie pogodził się z tym, że nie pasowała do ich wyobrażeń. Siłą wtłoczyli ją w odpowiednie ramy.

„Uważam, że szczerość i prostota i bezpośredniość do, których (prawdopodobni) dążę są często brane za czystą głupotę, a jako że nie żyjemy w szczerym świecie – bardzo możliwe, że bycie szczerym to głupota.”

Co daje szczęście? Sława, uroda, pieniądze? Jak widać nic z tych rzeczy. Ktoś, kto nas zrozumie? Zaakceptuje te najmroczniejszą cząstkę, a w przypadku MM właśnie te najjaśniejszą, te, od której bije blask i niezwykłość. Ta cząstka ukryta głęboko w niej promieniowała na zewnątrz jarzącym się blaskiem.

Polecam fanom Marilyn Monroe, zafascynowanych jej biografią. Dla nich te zapiski będę wspaniałym uzupełnieniem wiedzy na temat tej ikony. Mnie nie zachwyciła. Czegoś mi zabrakło, nie uwiodła mnie ta książka, a nieporządek zapisków męczy.
6/10

wtorek, 12 czerwca 2012

MYŚL I CHUDNIJ ODKRYWCY PRAWA PRZYCIĄGANIA W AKCJI - DVD Esther i Jerry Hicks


MYŚL I CHUDNIJ ODKRYWCY PRAWA PRZYCIĄGANIA W AKCJI - DVD
Esther i Jerry Hicks
Rok wydania: 2012
Format: 130 x 182 mm
Oprawa: pudełko

Podejrzewam, że prawie każdy miał moment, lub ma taki aktualnie, gdy nie odpowiada mu jego waga. Czasem jest za wysoka, czasem zbyt niska, jednak mało kto, potrafi z czystym sumieniem i całkowicie szczerze powiedzieć „Jestem zadowolona/y ze swojego wyglądu. Częściej spotykany jest problem z nadwagą. Ten problem osiąga niebywałe wręcz rozmiary. Nadwaga zyskała rangę choroby cywilizacyjnej.

Esther i Jerry Hicks podają nam proste sposoby jak metodą małych kroczków oraz channelingu osiągnąć wymarzoną wagę. To małżeństwo podobno (podkreślam słowo podobno) otrzymuje przekazy od wyższego, wszystkowiedzącego, niecielesnego bytu – Abrahama. Esther jest kimś w rodzaju medium do którego docierają sygnały od wyżej wymienionego bytu. Płyta stanowi cykl seminariów na temat osiągania idealnej sylwetki.

Jak to zwykle bywa, problem nie leży na zewnątrz – w jedzeniu, środowisku, tylko w nas samych – w naszych głowach. Podstawowym problemem jest stawianie sobie zbyt wygórowanych celów i oczekiwanie natychmiastowych rezultatów. Esther, a raczej byt przemawiający przez nią radzi by do sukcesu podążać niedużymi kroczkami. To będą drobne sukcesy nad naszymi złymi nawykami, a wiadome jest, że sukcesy, nawet te niewielkie niesłychanie motywują nas do działania.

Kluczowe jest to co myślimy. Pozytywne nastawienie. Brzmi banalnie, ale to właśnie klucz do osiągnięcia wyznaczonych celów. Naturalnie to właśnie niezadowolenie z obecnej sytuacji jest motorem napędowym zmian, jednak spójrzmy na siebie łaskawszym okiem. Zamiast po każdym spojrzeniu w lustro powtarzać sobie „Jestem gruba/y”, pomyślcie „Mam ładne oczy/ śliczny uśmiech/ pogodne usposobienie”. Z nieustannego samobiczowania się nic dobrego nie wyniknie. Esther radzi by skupić się na wizualizacji wymarzonej sylwetki, pozytywnych aspektach naszej osoby oraz drobnych wygranych w potyczkach toczonych ze sobą, zamiast wyszukiwać nieustannie nieskuteczne diety i wsłuchiwać się w słowa pseudoekspertów.

Ażeby streścić te dwie płyty DVD mogę użyć dwóch słów – pozytywne nastawienie. Jedzenie i nasze ciało nie jest naszym wrogiem. Nie ustawiajmy się pod prąd naszych pragnień.
6/10

Za odkrycie przede mną tajemnic prawa przyciągania dziękuję

środa, 6 czerwca 2012

"Świętoszek" - Molier


Świętoszek
Tłumaczenie: Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł oryginału: Tartuffe
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 137

Gdy byłam dzieckiem uczęszczającym do szkoły podstawowej szczerze nie znosiłam lektur. Czułam się do nich przymuszona, stłamszona przez system. Myślałam o wszystkim innym co mogłabym zrobić, podczas gdy czytałam jakąś głupią książkę. Moje nastawienie teraz diametralnie się zmieniło. Może nie do wszystkich lektur podchodzę z entuzjazmem, ale natrafiam na perełki. Taką perełką jest właśnie „Świętoszek”.

„Naucz się, jak odróżnić prawdę od obłudy,
Nie obdarzaj zbyt rychło ufnością nikogo
I staraj się rozsądku kroczyć zawsze drogą!”

Akcja utworu dzieje się w Paryżu w domu mężczyzny imieniem Orgon. Pod swój dach przyjmuje pobożnego, bigoteryjnego i fałszywego Tartuffe. Gospodarz zafascynowany głęboką pobożnością tytułowego Świętoszka nie dostrzega jego wad, obłudy skrywanej pod płaszczykiem religijności. Wskazuje pozostałym domownikom Świętoszka jako wzór do naśladowania. Tartuffe bez problemu zadomowił się w domu Orgona. Samozwańczo okrzyknął się strażnikiem moralności. Wszystkim bez wyjątku wytykając grzechy, potknięcia, błędy i nieobyczajne zachowanie. Domownicy przejrzeli grę Tartuffe i postanowili zdemaskować go przed panem domu.

„Bo tej hańby sam sobie człowiek nie przebaczy,
By kochać tę, co sama kochać nas nie raczy.”

Postacie ukazane są wyraziście i jednoznacznie. Może i nie są to pogłębione portrety, ale to jest jedynie pięcioaktowa komedia, więc Molier ukazał to co najważniejsze. Zredukował postaci do funkcji symboli, reprezentujących poszczególne cechy. Są czarno-biali. Dobrzy lub źli. Tartuffe niewątpliwe posiadał ogromny urok osobisty. Był charyzmatyczny i bardzo przekonywujący. Łatwo owinął sobie Orgona wokół palca. Jest obłudny i fałszywy. Jego hipokryzje dobitnie ukazuje moment gdy w lekki sposób nagina biblijne nakazy do własnej potrzeby.
Wymowny jest też cytat

„Słowem, brać tych skrupułów nie trzeba dosłownie:
Wszak wiedzieć nikt nie będzie, a niech pani wierzy,
Że zło naszych postępków w ich rozgłosie leży.
Zgorszenie świata – oto, co sumienie gniecie,
I wcale ten nie grzeszy, kto grzeszy w sekrecie”.

Orgon był zwyczajnie łatwowierny. Dał się omotać dewocie, a przecież chciał jak najlepiej dla siebie. Był podatny na wpływy. Poszukiwał mistrza, który wskaże mu odpowiednią drogę, a Tartuffe skrupulatnie to wykorzystał.
Przesłanie tego utworu jest jasne – Molier potępia powierzchowną religijność, nadmierną obrzędowość. Twierdzi, że bardziej wartościowa jest cicha religia noszona w sobie i wyrażana swoim życiem, a nie lśniące uroczystości.

„Doprawdy, większość ludzi to stworzenia dziwne:
Co w zgodzie z naturą, to im jest przeciwne”

W utworze możemy zauważyć wykorzystanie zasady trzech jedności: miejsce akcji – dom Orgona, czas – kawałek życia wyrwany z istnienia rodziny mieszczańskiej, akcji – sprawa Tartuffe. Zgodnie zmierzają w stronę tragedii. Każde ich posunięcie bohaterów do niej przybliża.

„Już to pstro w głowie mają wszyscy zakochani.”

Warto jednak zauważyć, że mamy przecież do czynienia z komedią, a nie tragedią. Prześmiewczym żartem ocieka cały utwór. Mogę wyróżnić ironiczne komentarze Doryny – pokojówki Marianny - córki Orgona. Doskonale orientuje się w sytuacji i ostrym językiem potrafi podsumować całą sytuacje. Kolejnym przykładem mogłoby być spowiedź Tartuffe z powodu zabicia pchły, jego obłudne podejście do religii.
Przyjemny język. Prawidłowy dla ówczesnej epoki i zrozumiały dla współczesnego czytelnika.

„(…) nic mnie nie mierzi bardziej na tej ziemi
Niż fałsz, co się pozory barwi nabożnemi,
Niż owi obłudnicy, nędzne szarlatany,
Którzy podłych grymasów dewocji udanej
Używają bezkarnie, by ciągnąć korzyści
Z tego, co ludzie w sercu swym wielbią najczyściej”.

Naprawdę dobrze bawiłam się podczas czytania tej książki. Jest sarkastycznie zabawna, wyśmiewa ludzkie ułomności, nie tracąc przy tym komediowego polotu. Mimo że jest komiczna to nie jest lekturą po której zupełnie nic w nas nie zostaje. Zostaje i to wiele. Przypomina, że to co głośne i najbardziej krzykliwe nie zawsze jest najprawdziwsze. Nie zawsze warto ufać pozorom i należy dwa razy pomyśleć zanim oddamy własne życie i włości w czyjeś ręce.
10/10

niedziela, 3 czerwca 2012

Dar od aniołów - Karty misji życiowej - Dr Doreen Virtue


DAR OD ANIOŁÓW - KARTY MISJI ŻYCIOWEJ
Dr Doreen Virtue
Rok wydania: 2012
Format: 89 x 127 mm
Oprawa: pudełko
Tytuł oryginału: „Life Purpose Oracle Cards

Ta mistyczna strona rzeczywistości interesowała mnie od dawien dawna. Próbowałam zapoznać się z nią poprzez wszelkiego rodzaju, ksiązki, kursy, przyrządy. Starałam wpleść w swoje życie ezoteryzm. Skubnąć trochę tej wiedzy tajemnej. Te karty niewątpliwie w pewien sposób pomogły mi w tym zadaniu.

Karty stworzone przez Dr. Doreen Virtue mają na celu wskazane nam naszej drogi życiowej. Niejednokrotnie zdarza nam się zboczyć w właściwego kursu. Nasze umiejętności, upodobania, plany weryfikuje życie. Pod naciskiem prozy życia zbaczamy z wyznaczonej dla nas ścieżki. Względy finansowe odciągają nas od naszych prawdziwych marzeń. W dzisiejszych czasach musimy robić nie to co lubimy, ale to co jest opłacalne i da nam chleb. Te karty zawracają nas ze źle obranych ścieżek. Przypominają o naszych marzeniach, o zdolnościach i preferencjach. Wskażą powołanie, zawód, misję… Coś w czym się spełnimy i zwyczajnie sprawi nam to przyjemność.

Patrząc od strony estetycznej te karty są prześliczne. Zapakowane w twarde, dość duże i wytrzymałe pudełko. Na samych kartach widnieją piękne obrazki ilustrujące przesłanie karty.  Są one doprawdy bardzo klimatyczne, anioły przedstawione w różnych sytuacjach idealnie oddają przesłanie talii. Pozłocone brzegi sprawiają, że wyglądają one jak niezwykle urokliwe cacko. Twarda tektura sprawia, że wyjątkowo trudno je uszkodzić. Nie zegną się nawet w wypadku częstego używania.

Wróżenie z kart jest banalnie proste. Wybieramy jedną kartę na której widnieje jej tytuł, jednozdaniowe wyjaśnienie, a następnie pogłębiamy wiedzę na temat przekazu karty w dołączonej do zestawu, książce.  Właśnie w niej każda karta jest dokładnie i drobiazgowo wyjaśniona znaczeniowo. Ponadto opisuje dwa sposoby wróżenia z kart oraz oczyszczania ich.

Zdaję sobie sprawę, że nie każdego interesuje taka tematyka i to jest jak najbardziej naturalne. Polecam jednak wszystkim. Tym, którzy w to wierzą i chcą odkryć swoją prawdziwą pasję. Taka moja osobista dygresja jest taka, że ów karty przypomniały mi, że pieniądze to nie wszystko i może powinnam poświęcić się swojej prawdziwej pasji. Karty wskazały mi, że moją drogą życiową są książki. I że nie powinnam się rozdrabniać na inne nieinteresujące mnie dziedziny.
Jednak polecam również tym, którzy nie wierzą w takie rzeczy. Polecam dla zabawy, żartu, by powróżyć znajomym, jako urozmaicenie spotkań towarzyskich.

Jakby to ocenić? Nic właściwie do zarzucenia nie mam, więc 9/10

Za pakiet do wróżenia oraz wspieranie mnie w ezoterycznych fascynacjach dziękuje wydawnictwu: