niedziela, 18 grudnia 2011

"1Q84 tom 1 i tom 2" Haruki Murakami

Owe książki to moje pierwsze spotkanie z prozą Murakamiego. Pierwsze i bardzo udane. Jestem pewna, że sięgnę po inne jego dzieła. Recenzja jest jedna ponieważ czytałam je bezpośrednio po sobie.

Ciężko opowiedzieć fabułę. Jest ona wielowątkowa, ale autor bardzo zgrabnie ją prowadzi. W taki sposób, że czytelnik bez problemu znajduje się w akcji, mimo że tak naprawdę nic się nie wyjaśnia. Treść jest mocno rozbudowana. Momentami miałam wrażenie, że nic się nie dzieje, natomiast kartki powieści są regularnie przewracane.

Murakami zbudował fantastyczny świat. Akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości roku 1984. Główni bohaterowie przenoszą się do 1Q84 chociaż nie od razu się orientują w sytuacji. To wręcz niesamowite z jaką lekkością Murakami tworzy równoległe światy. Wspaniałe jest to, że czytelnik nie ma żadnego problemu by wejść do tego świata i się w nim odnaleźć. Wszystko jest logiczne, spójne i poukładane. Widać, że jego wyobraźnia nie ma granic, a to jak ma się rozwijać fabuła zostało drobiazgowo przemyślane. To wręcz przerażające, że rzeczy nierealne można opisać w sposób tak bardzo autentyczny. "Powietrznej poczwarki" można było wręcz dotknąć, poczuć jej fakturę. Jego pomysł na książkę jest całkowicie niesamowity. Styl posiada taką naturalność. Do tego jego bezpretensjonalne wtrącenia filozoficzne są bardzo przyjemne w odbiorze. Podziwiam tego autora i trafia on do grona moich ulubionych.

Męski główny bohater ma na imię Tengo, wykłada matematykę na kursach przygotowawczych na studia, do tego piszę własną książkę. Prowadzi spokojne samotne życie, bez większych dramatów. Aż do momentu gdy zgodzi się poprawiać powieść młodej autorki Fukaeri. Gdyby trzeba było określić dziewczynę jednym słowem byłoby to słowo – fascynująca. Ta osoba składa się z tajemnic. Ma dziwny sposób bycia, wyraża się krótkimi zdaniami pozbawionymi ekspresji, jest piękna i frapująca.

Drugą bohaterką jest Aomame. Jest dość młodą kobietą, z wąskimi ustami i małymi piersiami. Pracuje jako masażystka i trenerka sztuk walki. Po godzinach zabija mężczyzn znęcających się nad kobietami.

Znają się oni z przeszłości. Bardzo podoba mi się pomysł z zazębianiem ich żyć. Skojarzyło mi się to z tragizmem antycznym. W nim każda droga prowadzi do tragedii. U Murakamiego wszystko prowadzi bohaterów do siebie. Nieustannie się przyciągają, drepczą sobie po piętach. Gdy ona wychodzi z pokoju, on wchodzi tylnimi drzwiami, a jej zapach wciąż unosi się w pomieszczeniu…

Ogólnie rzecz ujmując – postacie są nakreślone rewelacyjnie, idealnie przemyślane, każda z indywidualnym charakterem. Ich osobowości są wielowarstwowe co wynika ze złożoności przeżyć, i różnorodności ich doświadczeń. Wszelkie działania mają uzasadnienie.

Książki podzielone są na rozdziały. Naprzemiennie głównym bohaterem jest Tengo lub Aomame. Tekst podzielony jest na trzy tomy. Treść jest obszerna, więc rozumiem sens dzielenia jej w ten sposób. Jednakże trochę drażni fakt, że ni z tego ni z owego akcja się nagle urywa, bez żadnej przyczyny, żadnego rozwiązania. Żadnej puenty.

Tekst jest idealny, w pewnym momencie wymyśliłam sobie, że chyba poprawiał go Tengo… Opisy są tak poprawne i rozbudowane, że niektóre wręcz zbędne. Obsesyjnie wręcz dokładne. Przykładowo uważam za niepotrzebne dokładne opisanie przyrządzania posiłków, oglądania wiadomości itp.

Murakami tworzy niesamowite historie. I pewne jest to, że jeśli raz zaczniemy czytać książki tego autora to wsiąkniemy w jego klimat. Od kiedy skończyłam te dwa tomy pałam szczerą namiętnością do jego czarodziejskiego realizmu. Taka jedyna w swoim rodzaju atmosfera. Tajemniczość unosząca się nad stronami książki.

Oczywiście jak zwykle pod koniec drugiej księgi pojawiły się nowe pytania, a prawie żadnych odpowiedzi. Dowiadujemy się trochę więcej niemniej wciąż czuję niedosyt informacji. Dlatego też nie mogę się doczekać kontynuacji.

Okładki są śliczne. Wydawnictwo Muza świetnie się spisało. A raczej spisuje, bo to ono wydaje wszystkie powieści Murakamiego.

Polecam. Gorąco polecam.

9/10

niedziela, 4 grudnia 2011

"188 dni i nocy" Małgorzata Domagalik i Janusz Leon Wiśniewski


Lubię Janusza Leona Wiśniewskiego. Mimo wszystko i przeciw wszystkiemu. Słyszałam o jego twórczości wiele negatywnych opinii: że żeruje na kobietach, na ich uczuciach niczym emocjonalny wampir, że jego książki to komercja… itp., itd. Ja lubię jego twórczość. Tworzy piękne historie o miłości, bardzo emocjonalne i oddziałujące na uczuciowość – szczególnie kobiecą. Może miano „znawcy kobiecej psychiki” zostało mu nadane nieco na wyrost, ale stara się i całkiem nieźle mu się to udaje. Nigdy nie nazywałam siebie feministką. Feministki kojarzą mi się z rozkrzyczaną grupą kobiet zrywających z siebie staniki. Niemniej zgadzam się mniej lub bardziej z poglądami Małgorzaty Domagalik. Jest dla mnie rozsądną kobietą która wie co mówi.
„188 dni i nocy” niezmiernie mnie nęciła. „Znawca kobiecej psychiki” i feministka. Może i nie jestem fanką publikowania czyjejś prywatnej korespondencji, ale skoro oboje żyją i prawdopodobnie oboje wyrazili na to zgodę to czemu nie. Lubimy znać życie prywatne naszych idoli. Tak już mamy. Po co walczyć z naturą?
Książka jak już wcześniej wspominałam jest zbiorem listów (a raczej współczesnych emaili). W owej korespondencji Wiśniewski i Domagalik roztrząsają głównie problemy natury moralnej. Kwestie sporne we współczesnym świecie: czy aborcja jest morderstwem? Jak stworzyć związek który wytrzyma próbę czasu? Gdzie ma się podziać feministka we współczesnym świecie? Jak przeżyć starość z godnością? Czy kobieta ma w ogóle prawo do starości w czasach kultu młodości? Czy mam prawo żyć i umrzeć z godnością? Po co nam orgazmy? I wiele, wiele innych…
Pod pretekstem tych pytań Domagalik i Wiśniewski przedstawiają nam swoje poglądy, ukazują swój własny sposób patrzenia na świat. Pokazują swój własny świat. Wydaje się, że ich zwyczajny, codzienny świat, bez fikcji, sama naga prawda.
Jak dla mnie warto przeczytać. Mocną stroną jak zwykle w każdej książce Wiśniewskiego są dygresje. Na przeróżne tematy: o biologach, zakonnicach, o genomach, filozofach… Długo by wymieniać. Zgromadziłam dzięki tej książce całką niezłą ilość wiedzy. Mnie oczywiście interesowały fragmenty z biografii filozofów. Nie takich znowu kryształowych.
Wciągnęła niewiarygodnie. Można ich dialogu czytać godzinami, wręcz czuje się, że jest się ich współrozmówcą, a jednocześnie między nimi panuje taka intymność jakby rozmawiali w pokoju przy świetle świec.
Sadzę, że niejednej osobie po tej lekturze przyjdą do głowy refleksje. Zastanowi się czy żyje tak jak powinna żyć, czy żyje tak jak chciała. Wydaje mi się, że dla co poniektórych te zapiski mogą być motorem do działań, katalizatorem zmian. Ja mam jeszcze taką osobistą myśl, że trochę brakuje mi człowieka z którym mogłabym rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać…

środa, 23 listopada 2011

"Niebezpieczne związki" Pierre Choderlos de Laclos


Nie lubię powieści epistolarnych. Tak mam. Czytając je mam wrażenie, że pewne rzeczy umykają mi, nie mam pełnego wglądu w sytuacje, jak przy narratorze wszechwiedzącym. Jednak, jako że lubię czytać klasyków. Opinie o nich miewam różne, ale lubię ich znać i „zobaczyć na własne oczy” co też stworzyli. Przygoda z „Niebezpiecznymi związkami” zaczęła się od opartego luźno na kanwie tej powieści filmu pt.: „ Szkoła uwodzenia”. Swoją drogą film okropny. Ani to zabawne, ani odkrywcze. Jednak uznałam, że gdyby umieścić tę historię w epoce, bez tak rażącego wulgaryzmu, mogłoby wyjść coś interesującego. Dlatego też sięgnęłam po „Niebezpieczne związki” .
Pierre Choderlos de Laclos, autor owej powieści był (co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem) urzędnikiem i generałem. Wręcz zdumiało mnie gdy okazało się, że zwykły urzędnik i żołnierz, bez znaczenia na jakim szczeblu, może znać i przeanalizować tak wnikliwie ludzką naturę. Że też mężczyzna może być takim psychologiem i znawcą tego co ludziom w głowie siedzi… Do tego autor wydaje się być tylko obserwatorem zdarzeń. Nie ocenia, nie potępia jak i nie pochwala. Jednak znaczące wydaje się to jak intryganci skończyli. Chociaż „tych dobrych” los nie oszczędził.
Początek czytania był dla mnie problematyczny. Sporo postaci piszących do siebie, pojawiający się bez wyjaśnienia, ani przedstawienia. Nie wiemy kto jest kim. Następnie pojawia się jeszcze więcej postaci, ale w trakcie czytania złapałam rytm dzięki któremu zorientowałam się w zawiłościach powiązań bohaterów – kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem.
Czytałam tę książkę powoli, nie dlatego, że nie była interesująca. O nie! Czytałam powoli, z powodu języka. Języka który jak najbardziej pasuje do ówczesnych czasów jaki i kraju urodzenia pisarza. Bardzo kwiecisty styl wypowiedzi, bogaty w ozdobniki, przepełniony uroczymi frazesami i zwrotami grzecznościowymi. Niewątpliwie wzbogaca to książkę. Autor skupia się tylko na głównej intrydze, czasem któraś z postaci wtrąci jakąś dygresje, ale nie uświadczymy, żadnych opisów przyrody, pomieszczeń itp. Mnie to nie przeszkadza.
Postacie są stworzone idealnie. Informacje o nich są starannie odważone. Twórca przekazuje tylko to co ważne by odpowiednio zrozumieć przekaz powieści oraz motywacje bohaterów.
Godną uwagi uważam kreacje postaci markizy de Merteuil. Po przeczytaniu książki nie mam najmniejszej wątpliwości, że będzie moją ulubioną heroiną. Jest piękna, wyrafinowana, wszyscy uważają ją za cnotliwą i jak najbardziej bogobojną. Widzą ją tak, jak chce być widzianą. To urodzona manipulatorka, obracająca każdą sytuacje na swoją korzyść. Bezlitośnie wykorzystuje słabości przeciwników – szczególnie mężczyzn. Jest przezorna, a jej rozległe machinacje wprawiły mnie w osłupienie.
Owy film o którym wspominałam na początku świadczy o kunszcie pisarskim autora. Oraz o tym, że czasy się zmieniają, ale ludzie pozostają tacy sami. To, że stworzono współczesne dzieło na podstawie tej powieści jasno wskazuje, że wszyscy wciąż mają identyczne problemy jak nasi pobratymcy dwieście czy trzysta lat wstecz.

niedziela, 13 listopada 2011

Stacia Kane - "Demon w sercu"


Staram się trzymać zasad, że każdą serię jeśli zaczynam czytać to kończę. W myśl tej zasady sięgnęłam po drugą część trylogii Megan Chace.
Akcja rozgrywa się trzy miesiące po wydarzeniach w „Osobistych demonach” . Megan próbuje połączyć życie zawodowe z demonicznymi problemami. Ktoś zabija osobiste demony. Oczywiście Dante jak zwykle nie jest chętny do współpracy, zachowuje się tajemniczo i co najmniej dziwnie. Przez co nie chce w sprawę mieszać swojego kochanka. Do tego powraca mroczna przeszłość pani psycholog. Lepiej poznajemy toksyczną rodzinę Megan.
Tak wygląda mniej więcej zarys głównej fabuły. Drugi tom nie jest ani lepszy ani gorszy od poprzedniego. Treść sama w sobie nie jest wciągająca. Podobnie jak w pierwszym tomie marzyłam by zakończyć tę książkę. Nie wiem dlaczego tak się stało. Według mnie pomysł autorki ma potencjał, tylko zabrakło jej pomysłu na zapierające dech w piersiach przygody. No cóż. Jedyne co można powiedzieć to to, że szkoda tak niezgrabnie wykorzystanej historii .
Cała książka mnie znudziła. Pomysły sztampowe, zakończenie do przewidzenia. Brak rewelacji. Przeszkadzały mi przeskoki w rzeczywistości. Następujące po sobie rozdziały zaczynają się w zupełnie innych miejscach niż poprzedni kończył. Przez to w książce panuje chaos. Nie od razu widzę związek przyczynowo skutkowy.
I jeszcze coś co mnie dręczy. Mianowicie okładka. Nie pojmuje tej chorej namiętności wydawnictwa Amber do kwiatków na okładkach. Jak to się ma do treści książki. Nie wiem.
Język książki jest odpowiedni do treści. Nie razi, dostrzegam pisarską wprawę autorki.
Całość oceniam 4/10. Nie ma tragedii. Uważam jedynie, że całość jest nużąca. Przeczytam kolejną część przy najbliższej okazji.

środa, 26 października 2011

"Akty miłości" Elia Kazan

Książka rozpoczyna się w momencie zazwyczaj końcowym dla książek. Dwoje zakochanych w sobie ludzi chce się pobrać. Dziewczyna nazywa się Ethel – jest piękna, ma seksowne ciało, a twarz małej dziewczynki. I zachowuje się jak mała dziewczynka, tak zagubiona jak dziecko we mgle. Dlatego potrzebuje w życiu mężczyzny który ją pokieruje. Powie jak ma żyć.
Mężczyzna ma na imię Theophiloctos. Co oznacza „idący za Bogiem”. W skrócie Teddy. Jest Grekiem i wymaga od swoje żony bezwzględnego posłuszeństwa. Ma być typową grecką żoną.
Ethel jest Amerykanką i Teddy wie, że nie spodoba się ten fakt jego greckiej rodzinie „Amerykanka dla zabawy, Greczyna do małżeństwa”, jednak upiera się i przedstawia swoją narzeczoną ojcu. Mimo początkowej niechęci ojciec Costa akceptuje Ethel. Ona nie szczędzi wysiłków by ją polubił. Przeradza się to w chorą fascynacje, dziwny nałóg. W pewnym momencie można się zastanawiać kogo kocha bardziej syna czy ojca?
Ethel błądzi. Rzuca się w kolejne przelotne związki, o coś jej chodzi – nikt nie wie o co. Ona sama nie wie czego chce. Jest bezwolna, ale posiada wokół siebie destrukcyjną aurę. Niszczy wszystkich wokół siebie, nawet nie do końca będąc tego świadomą. W książce została porównana do modliszki. Mnie kojarzy się z bluszczem – oplata innych jak bluszcz, wysysa z nich wszystko co dobre.
Jestem zachwycona tą książką. Urzekło mnie jej nacechowanie emocjonalne. Nie można wobec niej przejść obojętnie. Gdy Ethel robi coś niemoralnego/złego/głupiego można nie rozumieć jej pobudek, ale ja rozumiałam jej uczucia, wczuwałam się w jej sytuacje i całkowicie rozumiałam, że musi zrobić to co robi.
Na kolana powaliły mnie pokrętne myślenie bohaterów i ich sieć zależności i związków między postaciami. Przyjemnością było rozsupływanie węzełków ich uczuć.
Co dziwne polubiłam główną bohaterkę. Mimo jej irytującej niepewności i chwiejności mocno kibicowałam by jej się udało. By znalazła to czego szuka. Chciałam by była szczęśliwa. By w pewien sposób zrozumiała, że to czego szuka nie istnieje. Że żaden mężczyzna nie zna sekretów wszechświata. Nikt tak naprawdę nie wie jak żyć. Chciałam by otrząsnęła się z letargu.
Jak najbardziej polecam. Jeśli moja wypowiedź jest w jakimś sensie nieskładna to wynika to z faktu euforii i stanu depresyjnego po przeczytaniu owej książki.
"Nikt nie może pomóc nikomu. A nawet nie powinien."
6/6

poniedziałek, 3 października 2011

„Abonent czasowo niedostępny”

„Abonent czasowo niedostępny” Ewa Ostrowska
Patrząc na okładkę, widzę książkę słoneczną i obiecującą szczęśliwe zakończenie. Jednak stało się inaczej. Nie bardzo rozumiem ten dysonans między okładką a treścią.
Opowiada o Marcie. Dziewczynie, która boryka się z traumą z dzieciństwa – molestowaniem seksualnym przez ojczyma oraz obojętną na wszystko matką. Szukając miłości i akceptacji popełnia kolejny życiowy błąd. Marta jest dziewczyną pełną sprzeczności. Nieufna, we wszystkim doszukuje się drugiego dna, jednocześnie łatwowierna nabierając się na słodkie słowa „moja ty sarenko o smutnych oczach”…
No właśnie jest straumatyzowaną dziewczyną po przejściach czy może skrzywdzonym dzieckiem potrzebującym odrobiny miłości? Pozbawiona jej jako dziecko chwyta nawet ochłapy uwagi oraz przejawy zainteresowania i troski. Widzę ją jak dziecko. Nie jest dojrzała. Ona potrzebuje opieki. Nie otrzymuje jej od nikogo. W książce obserwujemy jej usamodzielnianie się. Uwalnianie od demonów przeszłości.
Podoba mi się u tej autorki to, że postacie nie są czarno-białe. Są oczywiście postacie stricte złe, ale u większości postaci dobro i zło się miesza. Pani Ostrowska to nam czytelnikom pozostawia ocenę moralną bohaterów. Kolejną rzeczą godną pochwały to rozemocjonowanie książki. Maksymalnie wciągnęła i żywo oddziaływała na moje własne emocje.
Pojawia się końcowe pytanie. Czy książka skończyła się tragicznie czy był happy end? Możnaby polemizować. Mnie osobiście wpędziła ona w lekką depresje. Jeśli jest wam źle nie czytajcie jej, będzie wam jeszcze gorzej. (cytat J.L. Wiśniewski)
Ogólnie polecam 5.5/6

piątek, 26 sierpnia 2011

Blask - Alexandra Adornetto


Pierwsza moja recenzja i już negatywna.

Książka opowiada o fascynacji młodej anielicy ziemskim chłopcem. Fabuła prosta, nieskomplikowana i niestety to nie jest wcale plus.
Powieść wręcz mnie nudziła. Postacie przypominały mi wręcz te „Zmierzchowe”… Weźmy Belle dołóżmy jej skrzydła i mamy Bethany. Trochę to naciągane – fajtłapowaty anioł. Do tego jest naiwna i ufna jak dziecko którym w istocie jest. Do tego dziewczyna ma mentalność rozchichotanej nastolatki. I sposób w jaki opisuje Xaviera. Wypisz wymaluj obsesja Belli na punkcie Edwarda. No właśnie Xavier. Liczyłam na jakiegoś męskiego bohatera który będzie posiadał jakiś charakter, powali mnie na kolana swoim sarkazmem, poczuciem humoru, urokiem osobistym. A tu nic. Nudny jak flaki z olejem. Ogólnie to wszyscy bohaterowie są nudni. Żadnej silnej osobowości. Nikogo kim mogłabym się zainteresować. Nikogo o kim mogłabym myśleć i nikogo kto wzbudził by moje zaciekawienie. Nikt kto by mnie w jakiś sposób poruszył.

Jak na tak młodą autorkę książka pod względem stylu jest napisana bardzo dobrze. Opisy pomieszczeń , otoczenia czyta się ciekawie choć momentami się dłużą. Natomiast opisy uczuć wydają mi się trochę płytkie i sztuczne.
Widać, że Adornetto jest dobrze zapowiadającą się autorką jednak zabrakło jej pomysłu na oryginalną fabułę i charaktery postaci.
Ale muszę jeszcze pochwalić okładkę - magiczne, przyciągająca wzrok. Idealna.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Na początek

Jako, że moje zainteresowania są głównie ukierunkowane na książki postanowiłam utworzyć blog na którym mogłabym podzielić się spostrzeżeniami na ich temat.